Służbowo
Środa, 6 maja 2009
· Komentarze(0)
Rano do pracy ulubioną trasą, aż tu nagle przy wyprzedzaniu innego rowerzysty,gościu zmienia kierunek jazdy i prosto mi pod koła. Niestety nie miałem wyboru, albo ostre hamowanie lub zderzenie ze znakiem. Wybrałem opcję numer jeden i skończyło się dachowaniem, przeleciałem przez kierownicę. Na szczęście nic poważnego się nie stało,ja zdarta noga, łokieć i ból ramienia, a rowerek bez zadrapań i to jest dziwne bo upadek naprawdę wyglądał masakrycznie. Oczywiście facecik w imponującym tempie uciekł. Powlokłem się do pracy i jakoś przetrwałem dzień, ale wieczorem nie wracałem rowerem bo czułem się jakby walec po mnie przejechał, udałem się za to na rehabilitację no i poskutkowało. Rano czułem się jak nowo narodzony. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Pozdrawiam.